poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 3

- Powodzenie w szkole, Seji-nee-san.
Wyszedł nawet mi nie odpowiadając. Przyzwyczaiłam się do tego. A może tylko tak mi się wydawało? Może nadal mnie to boli, a ja tylko udaję? Wróciłam do jadalni, by dokończyć śniadanie. Dzisiaj miałam mieć tylko angielski, później pójdę do Dana, a potem może na boisko? Nie, lepiej nie. Jeśli Seji się dowie, znowu będzie zły. Wstałam od stołu i wróciłam do pokoju. Za dwie godziny przyjdzie nauczyciel. Chciałabym znów zagrać. Tamten chłopak, Daiki, ciekawe czy kiedyś go jeszcze spotkam.
- Seijuro zapomniał śniadania do szkoły, no cóż będę musiała mu je zawieść. - usłyszałam głos mamy
To była moja szansa. Wybiegłam szybko z pokoju.
- Mamusiu, może ja zaniosę śniadanie Seji'emu, ty i tak jesteś już spóźniona.
-Na pewno? A zdążysz wrócić na czas?
- Oczywiście. Żaden problem.
- No nie wiem...
- Proooszęęę, z domu wychodzę tylko do Dana, duszę się tu. - spojrzałam na mamę błagalnym wzrokiem.
- Ech, no dobrze...
- Dziękuję mamusiu! - rzuciłam się na nią i przytuliłam
- No już, pospiesz się, to kawałek cię podwiozę.
- Hai!
Wróciłam szybko do pokoju i się przebrałam. Gdy wyszłam, mama już na mnie czekała. Założyłam trampki i zarzuciłam bluzę na plecy.
- Możemy już iść.
Byłam szczęśliwa. Oprócz tego, że mogłam wyjść gdzie indziej niż do Dana, to jeszcze zobaczę szkołę braciszka. Chociaż on pewnie nie będzie zbyt zadowolony jeśli mnie zobaczy. Może poproszę Satsuki, żeby mu je przekazała? W końcu też tam chodzi i z tego co wiem to jest nawet menadżerką klubu, do którego należy, więc na pewno go zna. Wysiadłam z samochodu. Mama musiała skręcić w lewo, a szkoła była na prawo.  Skierowałam się w jej stronę, wyjmując telefon. Może zadzwonię? Pokręciłam przecząco głową. Nie. To by była ucieczka, a to zdecydowanie by do mnie nie pasowało. Doszłam do bramy. Nie mogłam już zrezygnować. Gdy weszłam na dziedziniec, wzrok wszystkich skierował się w moją stronę. Ja rozumiem, że ludzie zwykle nie mają czerwonych włosów, ale to nie powód, żeby się tak gapić. Pominę fakt, że jest połowa kwietnia, a ja jestem w czarnych szortach. Założyłam kaptur na głowę i weszłam do szkoły. Nikt nie zwracał tu na mnie uwagi. Niektórzy odwracali się gdy ich mijałam, ale były to nieliczne wyjątki. Niestety nie wiedziałam, gdzie powinnam iść. Mogłabym spytać się w sekretariacie, a nie miałam pojęcia jak tam dojść. Została mi już tylko jedna możliwość.
- Ano... Przepraszam, gdzie znajdę klasę 1-3?
- Wejdź po schodach na piętro i skręć w lewo, pierwsze drzwi po lewej.
- Arigato gozaimasu - ukłoniłam się lekko i podążyłam we wskazanym kierunku.
Wbiegałam po schodach, gdy nagle na kogoś w padłam. Straciłam równowagę. Byłam pewna, że spadnę, gdy nagle ktoś mnie złapał. Spojrzałam na mojego wybawcę. Mój wzrok zatrzymał się na szafirowych oczach, kątem oka dostrzegłam również granatowe włosy. Daiki...
- Nic ci nie jest?
- Nie, nic.
Gdy mnie puścił, starałam się go wyminąć, ale zastawił mi drogę.
- Czy my się nie spotkaliśmy już wcześniej?
Skapnął się? Nie, to niemożliwe. Prawda?
- Jeśli to miała być próba podrywu, to sorry, ale nie działa. Ten tekst jest strasznie oklepany.
Wyminęłam go i szybko pokonałam ostatnie stopnie. Chwile później wchodziłam już do sali. Seijuro siedział przy oknie. Mogłam się tego spodziewać.
- Se... Akashi-kun. - zwróciłam się w jego stronę
Niemal natychmiast się odwrócił. Był zdziwiony moim widokiem i może trochę zdenerwowany. W dodatku wszyscy się na nas patrzyli. Trzeba to szybko załatwić. Nie chce go jeszcze bardziej denerwować. Podeszłam szybko do jego ławki i postawiam pudełko z drugim śniadaniem.
- Zapomniałeś wziąć tego z domu - powiedziałam z uśmiechem
Chciałam się już odwrócić, gdy usłyszałam za sobą pisk, a następnie ciężar na plecach.
- Seiko-chan! Nie sądziłam, że odwiedzisz mnie w szkole!
- W sumie to nie po to przyszłam, Satsuki.
Odwróciłam się do dziewczyny.
- Mogłabyś chociaż udawać, że tak jest - burknęła
Musiałam jakoś załagodzić sytuacje, bo inaczej może się skończyć na tym, że będę musiała jeść jej potrawy, a nie wiem czy mój żołądek to wytrzyma.
- Wiesz... Jeszcze nigdy tu  nie byłam, może byś mnie oprowadziła, to spędziłybyśmy trochę czasu razem?
- Pewnie! - odpowiedziała z uśmiechem
Uratowana.
- Do zobaczenia w domu, Se... Akashi-kun - powiedziałam wychodząc.
Satsuki pokazywała mi różne sale lekcyjne, stołówkę, sale klubowe oraz sale gimnastyczną. Była pusta, a na środku leżała piłka do koszykówki. Od razu zaświeciły mi się oczy.
- Pograj jeśli chcesz.
- Ale... Przecież wiesz, że nie mogę.
- Nikt się nie dowie.
- A co z twoimi lekcjami?
- Nie przejmuj się tym. Dobrze wiem, że chcesz zagrać.
Uśmiechnęłam się delikatnie. To była prawda. Nie grałam już od dwóch tygodni. Podniosłam piłkę i spojrzałam w stronę kosza. Tylko przez chwile. Seji nie powinien być zły. Zaczęłam kozłować. Biegałam po całym boisku, robiłam wsady, rzucałam za trzy, z dwutaktu. Robiłam zmyłki. I tak przez pół godziny. Do momentu aż poczułam delikatny ból w klatce piersiowej. To był mój limit. Odłożyłam piłkę i usiadłam na ławce obok Satsuki.
- Naprawdę to kochasz, prawda?
Pokiwałam twierdząco głową.
- Powinnaś poznać Dai-chan'a, myślę że zrozumielibyście się, on też kocha koszykówkę.
- Dai-chan'a?
- Aomine Daiki. Mulat, granatowe włosy i oczy.
Zastygłam w bez ruchu. Więc ona go zna?
- Dlaczego mówisz na niego Dai-chan? Nie wścieka się, gdy nazywasz go tak przy jego kolegach?
- Jesteśmy przyjaciółmi z dzieciństwa. Zawsze tak do niego mówiłam i tak zostało.
- Rozumiem. Co u Dana? Chciałam do niego zadzwonić, żeby odwołać lekcje, ale nie odbierał.
- Jest załamany. W ogóle nie wychodzi z pokoju.
- Coś się stało?
- Chitanda wyjechała do Francji. Dostała propozycje od jakiegoś projektanta, nie wróci przez najbliższe dwa, może trzy lata.
- Chitanda... - starałam sobie przypomnieć to imię- Masz na myśli dziewczynę Dana? Nie dziwie się, że jest przygnębiony.
- Więc raczej możesz sobie na razie odpuścić lekcje u niego. Wątpię, żeby...
- Przyjdę dzisiaj. Nie mogę mu pozwolić tak się użalać.
- A masz jakiś pomysł?
- Mam. Widzimy się u ciebie o tej co zawsze. Do zaobaczenia, Satsuki.
Wybiegłam z sali i skierowałam się do domu. Wychodząc, zapomniałam wziąć portfela, więc całą drogę muszę przebić na pieszo. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale przez to, że spotkałam Satsuki mogę się spóźnić na angielski, a obiecałam mamie, że wrócę na czas. Miałam 20 min, a nadal zostało mi trochę drogi. Zaczęłam biec i ledwo co zdążyłam. Odwieszałam kurtkę, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Wpuściłam nauczyciela. Angielski był jednym z moich ulubionych przedmiotów, więc cieszyłam się na myśl o zbliżającej się lekcji. Tak jak zawsze trwała dwie godziny. Gdy skończyliśmy była 11. Miałam trzy godziny do wyjścia, więc zadzwoniłam do taty i załatwiłam wszystkie potrzebne rzeczy. Korzystając z okazji, że tata jest za granicą, a mama wróci z pracy dopiero jutro wieczorem, przebrałam się w dresy, schowałam włosy pod czapką, wzięłam piłkę oraz gitarę, chociaż nie byłam pewna czy mi się przyda i wyszłam, zostawiając Seji'emu karteczkę. Boisko było pół godziny drogi od mojego domu i tylko 15 min od domu Satsuki. Na miejscu wypiłam trochę wody i zaczęłam grać. Nie spodziewałam się tu nikogo, bo powinny trwać teraz lekcje. Zawsze traciłam poczucie czasu, gdy grałam. Tym razem nie było inaczej.
- Seiko-chan.
Zatrzymałam się w połowie rzutu i odwróciłam. Przy wejściu na boisko stała Satsuki... i Daiki! No pięknie. Wzięłam gitarę i zaczęłam iść w ich stronę.
- Ty jesteś tym chłopakiem z którym ostatnio grałem!
Czyli jeszcze się nie zorientował, mam nadzieję, ze Satsuki się nie wygada.
- Chłopakiem? Seiko jest dziewczyną.
A jednak nadzieja matką głupich.
- Dziewczyną!?
- No cóż nie ma co tego dłużej ciągnąć.
Zdjęłam czapkę i bluzę i rozpuściłam włosy.
- Tak, jestem dziewczyną.
Daiki nie przyjął chyba tego za dobrze. Gdy szliśmy do Satsuki ani razu się nie odezwał.
- Dobra, to gdzie on jest? - zapytałam na wejściu
- Prawdopodobnie w swoim pokoju.
Wparowałam do jego pokoju.
- Rusz się Dan, mamy lekcje.
Nikt mi nie odpowiedział. Wyszłam i wzięłam wiadro z wodą. Ciekawe co ono robiło na korytarzu. I wylałam jego zawartość na Dana. Od razu wstał z łóżka.
- Co wy macie z tą wodą!? Dlaczego jak tylko was zignoruje to od razu wylewacie na mnie całe wiadro!?
- Rusz się, mamy lekcje.
- Nie mam teraz nastroju.
- I prawdopodobnie nie będziesz go miał do powrotu Chitandy, dlatego postanowiłam tu przyjść. Masz 10 min, żeby się ogarnąć i przyjść do salonu. I radze ci przyjść, bo może cię spotkać coś gorszego niż wiadro z wodą.
Po 10 min był w salonie. Chyba nie chciał się dowiedzieć co może być gorszego od wiadra z wodą. Zaczęłam grać, ale przez jego zdołowaną minę nie byłam wstanie skończyć nawet pierwszego utworu.
- Dobra. Mam dość! Masz się ogarnąć! Wiem, że tęsknisz za Chitandą, ale to nie powód, żeby chować się w pokoju. Myślisz, że Chitanda zakochała się w kimś takim!? Zakochała się w wesołym i lekkomyślnym idiocie! Więc ogarnij się wreszcie!
Nie planowałam tak na niego naskoczyć, ale czasami terapia wstrząsowa jest najlepsza. Oczywiście nie obyło się bez publiczności. Satsuki i Daiki przyszli z kuchni zobaczyć co się dzieje.
- Przepraszam Seiko.
Spojrzałam na Dana. Chyba miał większego doła niż wcześniej, a miałam go przecież pocieszyć.
- Nie powinienem się tak dołować. Przecież zawsze mogę do niej dzwonić, a jak zaoszczędzę trochę pieniędzy to mogę ją odwiedzić, prawda? - spojrzał na mnie z tym swoim głupim uśmieszkiem
A jednak mu pomogłam. Chociaż nadal widzę w jego oczach smutek. Teraz czas na dobrą wiadomość.
- No dobra, skoro się ogarnąłeś to mogę ci powiedzieć po co przyszłam i nie ma to nic wspólnego z lekcjami. A więc... Pogadałam z tatą i udało mi się załatwić, żeby raz na pół roku z finansował dla ciebie dwutygodniowy wyjazd do Francji. Oczywiście mam na myśli samolot i hotel, za resztę sam będziesz musiał płacić.
Spojrzałam wyczekująco na Dana. Nie spodziewał się czegoś takiego. No cóż nie codziennie ktoś ci proponuje takie rzeczy.
- Ale naprawdę?
- Myślisz, że bym żartowała sobie z czegoś takiego? Ale oczywiście masz zachowywać się tak jak zwykle, jeśli zobaczę lub usłyszę, że znowu zamykasz się w pokoju, propozycja zostanie anulowana.
- Dziękuję Seiko!

Więc jeden problem z głowy. Teraz pytanie co z Daiki'm, skoro zna już mój sekret...
~*~
Trochę mnie nie było za co bardzo przepraszam, ale okazało się, że jednak muszę poświęcić trochę więcej czasu na naukę do egzaminów. Potem trzeba było poprawiać oceny, a potem ciągle mnie nie było. Ze względu, że od września idę do liceum i nie wiem jak będę sobie radzić, mogę mieć problemy z pisaniem, dlatego następny rozdział postaram się wstawić jeszcze w sierpniu. Jeśli macie jakieś propozycje odnośnie tego z czyjej perspektywy ma być rozdział, z chęcią ich wysłucham.
Ach i dziękuję Mysi za nominację do Liebster Award (postaram się w miarę szybko odpowiedzieć na pytania) oraz Izunie za nominację do Versalite Award.
Jeśli mielibyście pytania odnośnie fabuły to piszcie w komentarzach. Z chęcią na nie odpowiem, chociaż pewnie nie zdradze zbyt wiele szczegółów.
To tyle.
Raito

piątek, 21 lutego 2014

Rozdział 2

-Wstawaj.
Przekręciłem się na drugi bok.
- Spóźnisz się.
Nie zareagowałem. Miałem przecież jeszcze trochę czasu. Usłyszałem oddalające się kroki. No nareszcie. Powoli odpływałem w objęcia morfeusza, gdy zeskoczyłem z łóżka, z powodu szoku. Byłem cały mokry.
- Satsuki-chan, co to ma być?
- Nie widać? Jest już po 8. A z tego co wiem to masz sesję o 9.
Spojrzałem na zegarek. No nie. Znowu? Chi-chan mnie zabije. W pośpiechu szukałem ubrań. Spodnie, koszula, bielizna i... Gdzie jest marynarka? Rozglądałem się we wszystkie strony. Nigdzie jej nie widziałem, a byłem pewny, że wieszałem ją wczoraj na krześle.
- Tutaj, idioto.
Spojrzałem na Satsuki. Miała ją w ręce.
- Jak to dobrze, że mam taką inteligentną siostrzyczkę.
Pokręciła zrezygnowana głową. Odebrałem od niej zgubę i wybiegłem z domu. Jak się pośpieszę to mam szansę zdążyć i uniknąć ciosu Chi-chan. Jak się wścieknie to potrafi być naprawdę brutalna. Dotarłem na przystanek równo z nadjeżdżającym autobusem. Gdy już wysiadłem miałem nadal 15 min, a studio było tylko dwie przecznice stąd. Chyba jednak uda mi się zdążyć. Niestety, jak to mówią nadzieja matką głupich. Jak na złość tuż przed ostatnim zakrętem zostałem zauważony przez jedną z fanek. A jak jest już jedna po chwili pojawia się ich całe stado. Uprzejmie starałem się im przekazać, że się śpieszę i nie mam teraz za bardzo czasu, ale chyba nie chciały mnie posłuchać, zamiast tego jeszcze bardziej się zbliżyły. To będzie dłuuugi dzień.
*****
Miałam dzisiaj płytki sen i wstałam przez to godzinę wcześniej. Nie widziałam jednak sensu w ponownym zasypianiu. Skoro już wstałam tak wcześnie to trzeba to jakoś wykorzystać. Otworzyłam szafę i odszukałam w niej zieloną marynarkę. Przeszukałam ją dokładnie i w jednej z kieszeń znalazłam klucze. Następnie przeszukałam jedną z bluz i wyjęłam z niej kilka śrubokrętów. Wzięłam mundurek i poszłam się ubrać. Na śniadanie odgrzałam sobie taco, spakowałam się i szybko wyszłam, żeby zdążyć przed spotkaniem z bratem. Miał dzisiaj dopiero na trzecią lekcję, ale z tego co od niego usłyszałam to dzisiaj mają trening, więc lepiej nie ryzykować. Moja szkoła była stosunkowo blisko, tylko 20 min pieszo. Dzisiaj pierwszą mieliśmy matematykę. Idealna lekcja na niewinne żarciki. Otworzyłam drzwi kluczem, który jakiś czas temu udało mi się zwinąć woźnemu. Miałam dorobić swoje, a potem mu je zwrócić, ale po co. Tak będzie zabawniej. Rzuciłam plecak pod tablicę i zaczęłam majstrować przy biurku i krześle nauczyciela. Było to trudniejsze niż myślałam. Niektóre śrubki były umieszczone w takich miejscach, że ciężko było się do nich dostać. Poza tym trzeba było to tak zrobić, żeby nikt się nie skapnął, że z meblami jest coś nie tak. Gdy skończyłam robotę była 7.30. Wzięłam plecak i poszłam do szatni, uprzednio zamykając drzwi. Gdy otwierałam szafkę, pierwsi uczniowie już zaczęli przychodzić. Usiadłam na parapecie pod klasą i czekałam na resztę. Z jakieś 10 min później pojawiły się dziewczyny, więc miałam przynajmniej z kim pogadać. Nauczycielka zjawiła się równo z dzwonkiem niosąc stos różnych dokumentów i zeszytów. Kącik moich ust uniósł się lekko ku górze. Lepiej być nie mogło. Weszłam do klasy i zajęłam swoje miejsce. Nie mogłam się już doczekać. Jak zwykle matematyczka weszła ostatnia do klasy. I pierwszym co zrobiła było oczywiści rzucenie całego stosu na biurko, które niemal od razu runęło pod wpływem ciężaru, a kartki rozleciały się po klasie. Z trudem powstrzymywałam się od śmiechy, gdy Hishimoto-sensei gromiła mnie swoim wzrokiem. Ostatecznie postanowiła mi chyba odpuścić ten jeden raz, jednak gdy chciała usiąść na krześle i ono również się rozpadło powodując, że nauczycielka wylądowała na podłodze, wiedziałam, że czara się przelała. Wstając, posyłała w moją stronę jadowite spojrzenie. Ja jednak nic sobie z tego nie robiłam, wręcz przeciwnie, zaczęłam się śmiać.
- Midorima, do dyrektora!
- Ale ja nic nie zrobiłam. Przyszłam do szkoły pół godziny temu. A jeśli mi pani nie wierzy, to nich się pani spyta kujonów z A, potwierdzą.
- Naprawdę? Więc mam uwierzyć, że to nie ty?
Pokiwałam twierdzącą głową z uśmiechem na twarzy. Na czole nauczycielki pojawiła się pulsująca żyłka. Jak ja kocham ją irytować.
- Skoro jesteś niewinna, to nie będziesz miała nic przeciwko i wyjmiesz zawartość swoich kieszeni.
Uśmiech od razu znikł z mojej twarzy. Przejrzała mnie.
- No dalej. Nie każ mi czekać.
Włożyłam dłoń do jednej z kieszeń i wyjęłam śrubokręty.
- Jeszcze druga.
Pokazałam śruby.
- I jak to wytłumaczysz?
- Na technikę będą mi potrzebne? - odpowiedziałam z niewinnym uśmieszkiem
- Nie macie jej dzisiaj.
No i nie dała się wrobić.
- Minął dopiero tydzień...
I znowu się zaczyna jakbym miała w ogóle zamiar to słuchać.
- ... takim zachowaniem...
Tak wiem. Pokazuje jakim jestem dzieckiem itp. itd.
-... a teraz marsz do dyrektora!
- Ta jest, Hishimoto-sensei.
Oj dostane bure od brata, oj dostane.
*****
W końcu, długim rozdawaniu autografów i robieniem zdjęć udało mi się dojść do studia. Oczywiście czekała już tam na mnie Chi-chan. Jej wzrok mówił sam za siebie. Jestem martwy.
- Ohayo Chi-chan. Jak tam zdrowie? Pewnie świetnie, w końcu tak dobrze wyglądasz i...
- Możesz mi wytłumaczyć dlaczego dotarłeś tu dopiero na 10?-przerwała mi.
- Naprawdę przepraszam. Nie chciałem się spóźnić, ale po drodze zostałem otoczony przez fanki i nie chciały mnie puścić.
Westchnęła zrezygnowana. Nagle spostrzegłem chowającego się za nią blondyna.
- Ne Chi-chan, kto to?
- Nie pamiętasz już? Przecież to Ryota.
- Ryota?
Spojrzałem na chłopca jeszcze raz. Więc to dlatego miałem wrażenie, że skądś go znam. Strasznie wyrósł. Ostatnio widziałem do chyba z 6 lat temu. Był wtedy takim słodkim szkrabem.
- Ne, pamiętasz mnie? Spotkaliśmy się już kiedyś. To ja Dan. Jestem chłopakiem twojej starszej siostry.
Blondyn wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał.
- Wujek landrynka? - powiedział bez zastanowienia
Upadłem na kolana łapiąc się za serce.
- To boli Ryota - spojrzałem na niego ze łzami w oczach - Ale cieszę się, że przynajmniej mnie pamiętasz.
- Kise, Momoi szykujcie się.
- Jasne.
Po spotkaniu ze stylistkami mogliśmy zacząć sesję. Uwielbiałem pozować z Chi-chan, w jej oczach było tyle pasji, naprawdę to kochała. Poznałem ją zupełnie przez przypadek. Chłopak, który miał z nią pozować nagle się rozchorował, a to była jej pierwsza sesja, nie chciała, żeby ją odwołano. Fotograf  po długich namowach zgodził się. Powiedział, że jeśli w ciągu godziny znajdzie kogoś to sesja będzie trwać. Miał wtedy tylko 12 lat. Dziwnym trafem przechodziłem akurat tamtędy. Dlaczego? Nie wiem, tak jakoś wyszło. Gdy tylko mnie zauważyła od razu podbiegła do mnie i poprosiła, żebym jej pomógł. Gdy tylko spojrzałem w jej oczy od razu się zgodziła. Tamtego dnia oboje zaczęliśmy prace w modelingu. Ona naprawdę tego pragnęła, a ja? Ja byłem zwykłym przechodniem, który dostał szansę. Gdyby nie tamten dzień nigdy nie byłbym tym kim jestem teraz i nigdy bym jej nie poznał. Czy żałuję? Oczywiście, że nie. Niby czego. Poznałem przecież miłość swojego życia.
- Koniec na dzisiaj!
- Nareszcie.
- Dan? Możemy porozmawiać?
*****
- Znowu się spotykamy Minato Midorima. Naprawdę nie masz nic ciekawszego do roboty niż tylko denerwować nauczycieli?
- Oczywiście, że mam! - odpowiedziałam z uśmiechem - Moge denerwować jeszcze mojego brata. Ostatnio kupiłam czarnego kota.
Westchnął zrezygnowany. Pewnie spodziewał się już takiej odpowiedzi.
- Mam zadzwonić po rodziców czy może po brata?
- Myśle, że lepiej po brata. Rodzice są zajęci więc nawet jeśli pan dyrektor by do nich zadzwonił to oni po prostu kazaliby Shin'owi przyjść.
- Rozumiem.
Musieliśmy trochę poczekać na mojego braciszka, więc zrobiłam nam po herbacie. Byłam tu już tyle razy, że wiedziałam o dyrektorze całkiem sporo.
- Co u Lilly?
- Zastanawia się kiedy znowu będziecie mogły się pobawić, chociaż nie za bardzo podoba mi się ten pomysł.
Uśmiechnęłam się wesoło. Lilly to najmłodsza córka dyrektora. Ma 8 lat, ale nie chodzi do tej szkoły. W czwartej klasie dyrektor w ramach kary kazał mi się nią opiekować. Nie spodziewał się jednak TAKIEGO obrotu sytuacji. Gdy wrócił do domu niemal na każdym kroku były pułapki, które razem zrobiłyśmy. Lilly tak się to spodobała, że poprosiła mnie, żeby częściej przychodziła się z nią bawić. Z chęcią się zgodziłam, co dyrektor przyjął z lekkim grymasem. Od tamtego czasu co pewien czas przychodzę i się z nią bawię.
- Może w tą sobotę? Nie mam żadnych planów. Poza tym przedstawiłabym jej Shina.
- Rozumiem, że nie mam wyboru i raczej muszę się zgodzić, ale dlaczego chcesz jej przedstawić swojego brata?
- Nie brata tylko kota. Zapomniał już pan? Mówiłam o tym na początku naszej rozmowy.
- Aaa, tego kota. Możesz go przyprowadzić. Jestem pewien, że będzie wręcz skakać z radości.
- To dobrze.
Dalszą rozmowę przerwało pukanie do drzwi.
- Proszę!
- Dzień dobry. Słyszałem, że moja siostra znów narozrabiała.
- No wiesz? Tak od razu narozrabiała. To nie moja wina, że Hishimoto-sensei nie zna się na żartach.
- Panie dyrektorze, co ona znowu zrobiła?
- Rozkręciła nauczycielce krzesło i biurko.
- Więc to dlatego tak wcześnie wyszłaś.
- Ćśśś
- Przyszłaś jednak wcześniej do szkoły.
No i się wydało.
- Więc? Moge już dostać karę?
- Ponieważ to pierwszy taki wybryk w tym roku skończy się tylko na upomnieniu, no i oczywiście musisz naprawić meble. Jednakże mam nadzieję, że od rodziców dostaniesz stosowną karę.
- Dopilnuję tego. Nie masz czegoś do powiedzenia Minato?
- Świetnie się dzisiaj bawiłam - powiedziałam uśmiechając się wrednie. To będzie interesujący rok.
*****
Stwierdziłem, że najlepiej będzie jeśli pójdziemy do pobliskiej kawiarni. Chi-chan nic się nie odzywała. Szła tylko ze spuszczoną głową. Gdy dotarliśmy na miejsce i złożyliśmy zamówienie, w końcu się odezwała.
- Ne Dan, co byś zrobił gdybym wyjechała na jakiś czas zagranice?
- Hmmm. Myślę, że raczej nic. Tylko dzwoniłbym do ciebie codziennie, pisał maile o tym jak bardzo tęsknie i nie mogę się doczekać twojego powrotu, a gdybyś tylko poczuła się samotna to bym do ciebie pojechał i cię przytulił, żebyś nie była już smutna.
- Rozumiem-uśmiechnęła się lekko
- Dlaczego pytasz?
Nie odpowiedziała, zrobił to za ni Ryota.
- Bo siostrzyczka wyjeżdża do Paryża. Dostała propozycję od jednego z tamtejszych projektantów. Nie mówiła ci o tym, bo bała się, że będziesz zły.
Chi-chan wyjeżdża? Ale jak to? Przecież dopiero co wróciła z trasy. Nie było jej cały rok i znowu wyjeżdża? Nie chce. Nie chce, żeby znowu gdzieś jechała. Uśmiechnąłem się.
- Cieszę się - spojrzała na mnie zdziwiona - To było twoje marzenie, więc dlaczego miałbym być zły.
- Dan, nie musisz się zmuszać wyrzuć to z siebie. Wiem, że tego nie chcesz. Widzę to po twoich oczach.
- Ale co Chi-chan? Naprawdę się cieszę. Masz rację nie chce, żebyś jechała. Ale jak się kogoś kocha to nie można podcinać mu skrzydeł. Poza tym, przecież nie jedziesz tam na zawsze. Za jakiś czas wrócisz, a wtedy przytule cię na powitanie, zabiorę do restauracji i uczcimy twój powrót. Poza tym zawsze mogę cię przecież odwiedzić.
-Dan...
- Kiedy masz samolot?
- Za trzy godziny.
- No to chodźmy. Nie chcesz się chyba spóźnić.
- Oczywiście, że nie. Dan?
- Hm
- Zaopiekujesz się Ryotą pod moją nieobecność? Dopiero co zaczyna pracę w modelingu.
- Nie ma problemu. Dla ciebie wszystko Chi-chan.
*****
Stali na lotnisku i machali do oddalającej się blondynki.
- Jak długo nie będzie Chi-chan?
- Tak z dwa może trzy lata...
- Tak długo? Ja przecież tego nie wytrzymam! - krzyknął załamany Dan
Kise starał się go jakoś pocieszyć, ale nie za bardzo mu to wychodziło. Różowowłosy był strasznie przygnębiony. Stwierdził, że zostało mu już tylko jedno.
- Idziemy!
Pociągnął blondyna do sklepu. Mieli szczęście, że obsługiwał pan Hamamoto. Miał już 90 lat i często mylił Dana z jego ojcem.
- Czteropak piwa, poprosze.
- O. Pan Momoi. Widzę, że już pan wrócił. Dzieci pewnie są szczęśliwe.
- A tak, dziękuję. - zapłacił szybko - Niestety śpiesze się. Do widzenia.
- Do widzenia. Niech pan pozdrowi rodzinę.
- Oczywiście.
Wyszli ze sklepu i skierowali się do domu różowowłosego. Kise był w szoku po zaistniałej sytuacji, a Dan jak gdyby nigdy nic szedł spokojnie pogwizdując. Gdy dotarli Dan zaproponował chłopakowi alkohol.
- Ale Chitanda nie będzie zadowolona, gdy się dowie.
- A kto powiedział, że się dowie? To będzie nasza tajemnica.
- No dobra...-odparł niechętnie.
Dostał otwartą puszkę i pociągnął łyk płynu, który po chwili znalazł się na podłodze.
- Ohydne. - skrzywił się
W tym czasie Dan rozpaczał nad zmarnowanym piwem. Nie rozumiał jak mógł komuś nie smakować. Nie chciał jednak pić samemu, więc przyniósł blondynowi kilka butelek oranżady. Zaczęli pić. Dan się rozkleił i zaczął płakać. Mówiąc, że on nie wytrzyma tak długo bez Chi-chan, że umrze. Uważa, że jest tą jedyną, bo inne patrzą tylko na jego wygląd i sławę.
- Pamiętaj Ryota. Sława ma wiele minusów. Wszyscy patrzą na to co robisz. Nie masz chwili wytchnienia. Fotoreporteży ciągle za tobą chodzą, więc praktycznie nie masz życia prywatnego. I najważniejsze. Uważaj komu ufasz. Wiele osób może chcieć cię wykorzystać ze względu na twoją pozycję.
- Jednak nie jesteś takim narcyzem za jakiego cię brałem. - pomyślał na głos Kise
- Nie pocieszyłeś mnie - stwierdził jeszcze bardziej zrozpaczony chłopak.
- Moja siostra ma szczęście, że trafiła na kogoś takiego jak ty.
- Ryota... Tak się cieszę, że mnie zaakceptowałeś. Obiecuję, że nigdy nie skrzywdze Chi-chan.
- Trzymam cię za słowo.
Pili dalej, rozmawiając, dopóki Dan nie odleciał. Wtedy blondyn wstał i udał się w kierunku wyjścia. Był zmęczony. Sięgał po kurtkę, gdy drzwi nagle się otworzyły i weszła przez nie różowowłosa dziewczyna.
- Hej.
- Znamy się? - pyta blondyn
- No pewnie. Chodzimy do jednej szkoły.
- Ach racja. Jestem...
- Kise Ryota. Ja jestem Satsuki Momoi. Siostra Dana. Wiele mi o tobie opowiadał. Jesteś bratem Chi-chan, prawda? Jesteś bardzo do niej podobny. Szczególnie oczy, są identyczne. Może zjesz z nami kolacje?
Chłopakowi trochę zajęło mu przetrawienie wszystkiego do wiadomości. Wtedy uświadomił sobie, że nie odpowiedział jeszcze na zadane pytanie.
- Nie chciałbym sprawiać kłopotów.
- To żaden kłopot. Miło będzie zjeść z kimś jeszcze oprócz z tym idiotą, który teraz prawdopodobnie śpi na kanapie.
Blondyn popatrzył na nią zaskoczony. Skąd ona to wiedziała? Poszli razem do salonu, gdzie Satsuki zrzuciła Dan na podłogę. Syknął z bólu i już miał coś powiedzieć, gdy zauważył go spowodował jego upadek.
- O, Satsuki-chan wróciłaś. Poznałaś już Ryotę?
Dziewczyna mierzyła go gniewnym wzrokiem. Miała ochotę na niego nawrzeszczeć i mu przyłożyć, ale zrezygnowała z tego pomysłu, mieli przecież gościa. Kazała bratu doprowadzić się do porządku i nakryć do stołu. W tym samym czasie ona przygotowywała obiad gawędząc z Kise. Gdy zasiedli do stołu blondyn popatrzył niepewnie na niezidentyfikowane obiekty, które przyrządziła dziewczyna. Nie chciał jednak jej smucić, więc zaczął jeść twierdząc, że nie można niczego oceniać po wyglądzie. Jednak w smaku wcale nie były lepsze. Mimo wszystko nie chciał jej zrobić zawodu, więc zjadł to i podziękował za posiłek. Stwierdził, że musi już iść, bo obiecał, że wróci wcześniej i wyszedł. Miał tylko jedną nadzieje. Że zdąży dotrzeć do domu zanim zwróci kolacje.
~*~
Z góry przepraszam, że rozdział pojawił się tak późno. Miał być już na początku ferii, ale tak jakoś wyszło. Rozdział dedykuję Arika S, która zmotywowała mnie do napisania go. Bardzo ci za to dziękuję. Jak pewnie zdążyliście zauważyć pojawiła się dwójka nowych bohaterów. Kolejne rodzeństwo.
 
 
Imię: Ryota
Nazwisko: Kise
Opis: Ma beztroską i przyjemną osobowość. Na jego twarzy niemal zawsze widnieje uśmiech. Z początku nie przepadał za Danem, ale później go polubił. Najważniejszą osobą w jego życiu jest jego starsza siostra.

Imię: Chitanda (Chi-chan)
Nazwisko: Kise
Opis: Utalentowana i popularna modelka. W przeciwieństwie do swojego chłopaka Dana, wydaję się poważna i spokojna chociaż taka nie jest. Kocha swojego brata najbardziej na świecie. Jej marzeniem jest zostanie najpopularniejszą modelką, a także otworzenie swojej własnej firmy.
Ilustracja Chi-chan pojawi się po powrocie z ferii.
To na razie tyle. Następny rozdział postaram się wstawić szybciej, ale niczego nie obiecuje.
Raito

sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 1

...cisza...
Była przerywana jedynie dźwiękami gitary, które w pewnym momencie ucichły.
- I jak? - zapytałam
- To było świetne. Idzie ci coraz lepiej. I pomyśleć, że uczysz się dopiero od miesiąca.
- Dzięki, Dan.
- Grałaś wcześniej?
Zastanowiłam się chwile, a następnie pokręciłam przecząco głową.
- Nie przypominam sobie, może jak byłam mała...
- W takim razie masz ukryty talent.
- Nie pochlebiasz mi aby za bardzo? Zresztą nie ważne, musze się zbierać.
- Już?
- Jest pewne miejsce do którego chce jeszcze pójść. Do zobaczenia.
Spakowałam gitarę i wyszłam. Zmierzałam właśnie do wyjścia, gdy drzwi obok się otworzyły.
- Już idziesz? Właśnie skończyłam piec ciasto i miałam nadzieję, że zjemy je razem.
Spojrzałam na wypiek różowowłosej i od razu zbladłam. Przypominał... nawet nie wiem jak to opisać.
- Z chęcią bym jeszcze chwile została, ale się śpieszę. - pocałowałam dziewczynę w policzek - Do zobaczenia, Satsuki.
Otworzyłam drzwi i wybiegłam na dwór. Teraz szybko na boisko. Nie chciałam tracić czasu, więc pobiegłam. Dziesięć minut później byłam na miejscu. Oparłam futerał o siatkę i zajrzałam do krzaków. Było tam niewielkie pudełko. Wyjęłam je i otworzyłam. W środku była przyduża męska bluza i czapka z daszkiem. Zawsze je tu chowałam. Założyłam bluzę, a włosy schowałam pod czapkę. Nie było możliwości, żeby ktoś wziął mnie za dziewczynę. Wzięłam piłkę do kosza i zaczęłam kozłować. Robiłam zmyłki, cofałam się, rzucałam. Grałam odkąd pamiętam i nie zamierzałam przestać. Nie interesowało mnie co mówili inni. Że to nie jest sport dla takich dziewczynek jak ja, że powinnam chodzić na imprezy, malować się i stroić. Nie interesowało mnie to, dla mnie najważniejsza była koszykówka i nic tego nie zmieni. Gdybym ją straciła to tak jakbym straciła część siebie. Ale... granie samej to nie to. Kiedyś grałam z bratem, ale teraz za każdym razem mi odmawia. Z piłką w rękach szłam w stronę futerału. Strasznie mi ona ciążyła, więc rzuciłam ją za siebie.
- Łał, trafiłeś.
Odwróciłam się w stronę głosu. Przy wejściu stał granatowłosy chłopak z piłką w ręku.
- Czysty przypadek - odpowiedziałam zmieniając ton głosu.
Nie mogłam pozwolić, żeby się dowiedział, że jestem dziewczyną.
- Albo masz talent. Może zagramy?
Zastanowiłam się chwilę. Miałam jeszcze trochę czasu, więc...
- Z chęcią.
Wyjęłam z futerału butelkę i wzięłam łyk. Lepiej mieć pewność, że nic się nie wydarzy. Odstawiłam ją i minęłam chłopaka. Dam mu trochę forów na początek. Nie chce żeby zbyt szybko zrezygnował.
- Zaczynaj.
Nie czekając nawet aż przyjmę pozycje zaatakował. Był szybki, ledwo się spostrzegłam, a już mnie wyminął. O nie, tak łatwo nie będzie. Zwiększyłam tempo i po chwili byłam obok niego. Zdziwił się tym dzięki czemu odebrałam mu piłkę i zdobyłam pierwsze punkty.
- Szybki jesteś.
- Ty też.
Teraz była moja kolej żeby zaatakować. Zaczęłam kozłować. Przerzut do lewej ręki, do prawej i... Poczułam silny ból. Nie teraz. Próbując zignorować ból zaatakował. Nie byłam jednak wstanie go wyminąć.
- A więc zwiększamy prędkość... - mruknęłam
Z powodu bólu nie byłam wstanie jej za bardzo zmienić, ale wystarczająco, żeby go wyminąć i zdobyć kolejne punkty. Stanęłam i zamknęłam oczy. Powinnam odpocząć, ale tak  przyjemnie się gra przeciwko niemu. Położyłam rękę na sercu. Zwalniało, powoli, ale jednak zwalniało.
- Wszystko w porządku?
- Pewnie. Radze ci się postarać jeśli chcesz zdobyć chociaż jeden kosz.
- Nie doceniasz mnie.
- Więc pokaż mi na co cię stać.
Prawdziwa gra dopiero się rozpoczęła. Mijały minuty, godzina, dwie... ale różnica punktów ani razu nie zmalała. Raz niewiele brakowało, żeby trafił, ale w ostatniej chwili udało mi się obronić.
*****
Nie wiem jak długo graliśmy, ale jeszcze nigdy się tak nie zmęczyłem. Był świetny. Gra w kosza przychodziła mu tak naturalnie, jakby to była część niego. Wiele brakowało mi do jego poziomu, ale nie zamierzam się poddać, kiedyś na pewno uda mi się go pokonać. Raz niewiele brakowało, a bym trafił. Zastanawiały mnie jego ruchy. Oglądałem mecze koszykówki w Japonii, NBA, a nawet koszykówkę uliczną, którą kochałem najbardziej, jednak nigdy nie widziałem takich ruchów. Były delikatne i lekkie, ale bardzo skuteczne. Instynkt, to była podstawa ulicznej koszykówki, którą on opanował do perfekcji. Połączył różne koszykówki i stworzył własną. Ale te delikatne ruchy kojarzą mi się z dziewczyną... co ja mówię, przecież to niemożliwe. Powinienem się skupić na grze. Starałem się go minąć, ale nie udało mi się. Znowu straciłem piłkę. Odwróciłem się w stronę przeciwnika, który tym razem postanowił rzucać za 3. Właśnie wtedy zobaczyłem kogoś znajomego.
- Yo, Akashi - zawołałem
Mój przeciwnik był w trakcie rzutu. Wycelował, ale piłka nie wpadła. Nigdy wcześniej nie widziałem, żeby spudłował.
*****
- Yo, Akashi.
Byłam w trakcie wykonywania rzutu, gdy usłyszałam to. Byłam zdenerwowana i spudłowałam. Dlaczego musiał przyjść właśnie teraz? Nie mógł trochę później? Gdy mnie już tu nie będzie?  Poszłam po piłkę mając nadzieję, że mnie nie zauważy. Szkoda, że tak bardzo się myliłam. Nawet gdyby on nie zwrócił na mnie uwagi, nie było szans, żeby granatowowłosy nie postanowił mnie przedstawić. Poprawiłam czapkę i kaptur i ruszyłam w ich stronę.
- Właśnie o nim ci mówiłem. Jest niesamowity. Nie widziałem jeszcze nikogo kto by tak grał.
Spojrzał na mnie zaciekawiony i nagle rozszerzyły mu się źrenice. Chyba się zorientował. Zmrużył oczy i przyjął karcący wyraz twarzy.
- Co ty tu robisz?
- Gram, nie widać?
Mimo, że zawsze byłam dla niego miła tym razem nie mogłam sobie na to pozwolić. Niech mnie ignoruje, olewa, ale niech zostawi moją koszykówkę w spokoju.
- A dlaczego nie jesteś w domu? Twoje zajęcia gitary już dawno się skończyły.
- Nie miałem ochoty jeszcze wracać do domu, więc zaszedłem na boisko.
Trochę chyba go zdziwiłam mówiąc o sobie w formie męskiej, ale przecież nie mogłam sobie pozwolić na zdemaskowanie.
- Nie miałeś ochoty? -chyba postanowił wziąć udział w mojej małej grze- Chyba nie wiesz co rodzice zrobią jeśli się dowiedzą gdzie byłeś. Już i tak masz nuczanie indywidualne w domu. Chcesz  w ogóle z niego nie wychodzić?
Spuściłam głowę. Miał rację. Gdy w piątej klasie podstawówki rodzice dowiedzieli się, że gram postawili mi ultimatum. Albo przestanę grać albo nie będę chodzić do szkoły. Przystałam na ich ofertę, ale nie trzymałam się jej zbyt długo. Po miesiącu nie wytrzymałam i poszłam na boisko od kosza. Pech sprawił, że w pobliżu tata miał spotkanie. Gdy tylko mnie zauważył, zakończył spotkanie i zabrał mnie do domu. Tam miałam dłuuugie kazanie, a następnego dnia zostałam wypisana ze szkoły. Na szczęście rodzice pozwolili mi się pożegnać. Od tamtego dnia mam nauczanie w domu. Nie jest tak źle, ale tęsknie za szkołą, za znajomymi.
- To bez znaczenia. Rodzice i tak prędzej czy później by się dowiedzieli. To tylko kwestia czasu. - odparłam smutno
- No cóż, skoro nie chcesz iść to może pozwolisz, że komuś powiem prawdę o tobie.
Zamarłam. On naprawdę chciał mnie zdemaskować. Nie mogłam mu na to pozwolić.
- Widzisz Daiki, on to tak napra... - zasłoniłam mu szybko usta
- Pójdę z tobą tylko nic więcej nie mów.
Uśmiechnął się triumfalnie.
*****
Patrzyłem na nich zaskoczony. Wyglądali jakby bardzo dobrze się znali. W sumie jak by się lepiej przyjrzeć to są nawet całkiem podobni. Ale o co chodzi z tą "prawdą"?  Nie miałem czasu, żeby się zastanowić bo już odchodzili.
- Zagramy jeszcze kiedyś? - zawołałem z nim
- Raczej nie... - uśmiechnął się smutno i znikł z mojego pola widzenia
Szkoda. Mam jednak nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy.
*****
Wracaliśmy do domu w ciszy. Widziałam, że Seji jest zły, ale nie wiedziałam dlaczego. Czyżby się o mnie martwił? W dodatku jeszcze tamten chłopak. Seji go zna. Szkoda tylko, że ja nie będę miała okazji go lepiej poznać. Fajnie się z nim grało, ale to był tylko jednorazowy mecz. Dotarliśmy do drzwi mieszkania. Za chwile się zacznie. Gdy tylko znaleźli się w salonie Seji wybuchnął.
- Co ty sobie myślałaś!? Na serio jest ci wszystko jedno!? Nie obchodzi cię co się stanie, jeśli rodzice cię przyłapią!? Mówiłaś przecież, że kochasz koszykówkę! Więc dlaczego narażasz się na jej utratę!?
Zaniemówiłam. Miał rację, ale ja po prostu nie miałam już siły. Starałam się jak najrzadziej grać i tylko w tedy gdy rodzice wyjeżdżali, ale to było zbyt trudne. Dusiłam się od siedzenia w domu, ale sama to spowodowałam, gdybym w tedy była ostrożniejsza, nie byłoby tej sytuacji. Nie odezwałam się.
- Naprawdę nie masz nic do powiedzenia? - jego ton trochę złagodniał
- Gomene, nee-san. Ja po prostu już nie wytrzymałam.
- To cię nie usprawiedliwia. Idź do swojego pokoju. Tym razem nic nie powiem rodzicom, ale powinnaś być ostrożniejsza.
- Hai.
Dlaczego on jest dla mnie taki oziębły? Dlaczego nie jest taki jak wtedy?
*****
Znowu nie wytrzymałem i na nią nawrzeszczałem. Nie chciałem tego, ale ona była taka lekkomyślna. Nie zastanawiała się nawet nad konsekwencjami. Kiedyś próbowałem nawet rozmawiać z rodzicami na ten temat, ale byli nieugięci. Uważali, że Seiko jako dama nie powinna uprawiać sportów.  Nie zastanawiali się nad tym czy ona tego chce. Od razu o tym zadecydowali. Nigdy nie potrafiłem sobie wyobrazić Seiko jako damy i nadal nie potrafię. Jest zbyt roztrzepana. Nie cierpi się malować i stroić ,i jest strasznie dziecinna. Oddaliłem się od niej gdy odeszła ze szkoły. Po prostu nie potrafię patrzeć jak cierpi. Bez koszykówki wydaje się pusta, ale rodzice oczywiście tego nie dostrzegają. Dlaczego nie potrafią zrozumieć, że w ten sposób tylko ją zniszczą?
~*~
I mamy już pierwszy rozdział za sobą. Wyszedł mi trochę nijaki. No ale cóż... Akcja będzie się powoli rozkręcać w kolejnych rozdziałach. Trochę ciężko pisało mi się z perspektywy Aomine i Akashi'ego tym bardziej, że dzieje się to na początku gimnazjum kiedy byli całkowicie inni. Mam nadzieję, że jeśli ktoś to czyta to mu się spodobał rozdział.
Raito

środa, 1 stycznia 2014

Prolog cz. 2 i 3

Część 2
"Shin"
                Wracałam właśnie ze szkoły, gdy zauważyłam nowy sklep zoologiczny. Stanęłam przed wystawą i nagle mnie olśniło. A co by było gdyby... Natychmiast weszłam i ruszyłam w stronę lady. Po kilkunastu minutach szukania, wyszłam ze sklepu niosąc na rękach zwierze. Shin będzie zadowolony. Uśmiechnęłam się złośliwie. Nie śpieszyło mi się do domu. Zaszłam na lody, a potem do parku. Na boisku grała dwójka chłopaków. Twarz czerwonowłosego była zasłonięta, ale widziałam, że był całkiem ładny. Chyba nawet wygrywał. Pospacerowałam jeszcze troszkę i ruszyłam do domu, weszłam do środka i poszłam do pokoju Shina. Na jego łóżku położyłam śpiącego czarnego kota. Nie mogę się doczekać jego miny. Zadowolona ze swojego dzieła poszłam do kuchni coś zjeść. Gdy odgrzewałam w mikrofalówce wczorajsze taco, wrócił Midorima. Jak zwykle od razu poszedł do swojego pokoju nawet się nie witając. Zaraz się zacznie.3...2...1...
- AAAAAAAA!!!
Pobiegłam od razu do jego pokoju. Ledwo co udało mi się powstrzymać śmiech.
- Co się stało braciszku? - spytałam niewinnie
- C... C... CO TEN POTWÓR ROBI W MOIM POKOJU!?! - krzyknął
Spojrzałam w wskazanym przez niego kierunku i zobaczyłam kota. Podeszłam do niego i wzięłam go na ręce.
- To mój nowy pupilek Shin. Spójrz na jego śliczne, zielone oczy. Wyglądają zupełnie jak twoje.
- ZABIERAJ TO COŚ!!!
W jednej chwili kot wskoczył mu na głowę, a następnie na półkę ze szczęśliwymi przedmiotami
z horoskopu Oha Asa i zrzuciła zieloną żabę na podłogę.
- KEROSUKE!
Midorima rzucił się na ratunek figurce, jednak nie zdążył jej złapać. Załamany i wkurzony wyrzucił mnie i kota z pokoju. Wzięłam Shina na ręce i zaczęłam go głaskać,
- Będziemy mieli niezłą zabawę, co Shin?
Kot w odpowiedzi zaczął mruczeć.
Część 3
"Kwalifikacje"
Dysocjacja jonowa to ... na ... i ... Mniej więcej tyle rozumiałam z lekcji. Pierwszy dzień szkoły, a oni już nas męczą. To okropne. Zerknęłam w tył na Aomine. Jak zwykle spał, tak jak w tamtym roku. Znaliśmy się od małego, ale nigdy nie wiedziałam jakim cudem udawało mu się zdać podstawówkę. Wzięłam jednak z niego przykład i... byle do przerwy. Po długich oczekiwaniach w końcu dzwonek obwieścił koniec lekcji.
- Pośpiesz się Satsuki. Spóźnimy się.
- Już, Dai-chan.
Nie zdążyłam nawet wstać, a on już mnie ciągnął na sale. Nie rozumiem czemu on się tak śpieszy. Przecież na pewno dostanie się do pierwszego składu... Nagle poczułam, że kogoś trąciłam, kątem oka zauważyłam niebieskie kosmyki. Odwróciłam się, żeby przeprosić, ale nikogo nie zauważyłam. Nie miałam nawet czasu, żeby się dokładnie rozejrzeć, Aomine nadal ciągnął mnie w stronę sali. Zrezygnowana przyspieszyłam tempo, żeby się z nim zrównać. Kilka minut później byliśmy już na miejscu. Panował tam straszny gwar i gdyby nie Aomine dostałabym piłką w twarz. Chwile później poszedł trochę potrenować. Gdy zniknął mi z oczu, usiadłam na ławce. Pozostało mi tylko czekać aż pojawi się trener. Wyjęłam notatnik i długopis i zaczęłam pisać. Część osób patrzyła na mnie pytająco, ale nie zwracałam na nich uwagi. Rozejrzałam się po sali w poszukiwaniu kogoś interesującego. Wszyscy byli przeciętni. Mimo to zapisałam kilku z nich, ponieważ mogli mnie zaskoczyć. Znalazłam nawet Aomine. Kilka minut później pojawił się trener.
*****
Nie wiem czym się tak przejmował. Przecież to było pewne, że się dostanie do pierwszego składu. Kwalifikacje trochę się przedłuży, więc nie miałam czasu, żeby porozmawiać z trenerem. Jutro to zrobię. Swoją drogą tamten czerwonowłosy chłopak Akashi Seijuro, który również dostał się do pierwszego składu, wygląda dziwnie znajomo i jeszcze to nazwisko... Już wiem! Seiko-chan też się tak nazywa! Następnym razem jak ją spotkam to się ją o to zapytam. W dobrym humorze wracałam do domu. Miałam tylko nadzieję, że nic nie zrobił pod moją nieobecność. Otworzyłam drzwi i poszłam do pokoju. Od razu rzuciłam się na łóżko. Byłam taka zmęczona.
- Yo, Satsuki-chan!
Odwróciłam głowę i zobaczyłam Dana, mojego starszego brata. Stał w drzwiach od MOJEJ łazienki, w MOIM ręczniku i wycierał włosy MOIM ręcznikiem.
- Dan... CO JA CI MÓWIŁAM O KORZYSTANIU Z MOICH RZECZY!?
Rzuciłam w niego poduszką, a następnie wykopałam za drzwi i zamknęłam je na klucz.
- Ale Satsuki-chan...
- Nie chcę słyszeć żadnych wyjaśnień. Nie odzywaj się do mnie!
- Ale...
- Idź już!
Po chwili usłyszałam oddalające się kroki. Jak to się działo, że nie ważne jak dobry miałam humor, on zawsze potrafił mi go zepsuć? Jest starszy, a zachowuje się jak dziecko. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się spać.
*****
Stałam pośrodku korytarza. Po obu stronach stały szafki. Szkoła? Co ja tu robię? Zaczęłam iść przed siebie. Przez szyby w drzwiach widziałam uczniów siedzących w klasie. W końcu znalazłam swoją. Dai-chan jak zwykle spał. Pociągnęłam za klamkę, ale nic się nie stało. Drzwi pozostawały zamknięte. Zaczęłam szarpać za drzwi, ale ani drgnęły. Zapukałam więc, ale nikt mnie nie słyszał. Zadzwonił dzwonek i drzwi się otworzyły . Zaczęli wychodzić uczniowie, ale w ogóle nie zwracali na mnie uwagi. Tak jakby mnie nie widzieli. Dai-chan również minął mnie nawet nie spoglądając w moją stronę. Rozejrzałam się w poszukiwaniu osoby, która by mnie zauważyła. Gdy się odwróciłam moje oczy spotkały się z czyimiś. Był to chłopak o niebieskich włosach. Nie widziałam jego twarzy. Tylko jego chłodne, niebieskie oczy. Nie mogłam oderwać od niego spojrzenia. Widział mnie. Przyjrzałam się dokładniej. Jego również nikt nie zauważał. Zaczęłam iść w jego stronę. Kim jesteś? To pytanie krążyło mi po głowie, ale nie byłam w stanie otworzyć ust, żeby je zadań. Im szybciej szłam tym on coraz bardziej się oddalał. Zaczęłam biec. Przepychałam się przez tłum. Nie mogłam stracić go z oczu. Coś mi mówiło, że jest on kimś wyjątkowym. 
Nagle krajobraz się zmienił staliśmy na dachu. Chłopak miał mundurek mojej szkoły. Byłam pewna, że już gdzieś widziałam te oczy, ale nie mogłam sobie przypomnieć gdzie.

- Kim jesteś?
~*~
Przepraszam, że tak późno, ale najpierw przez dwa tygodnie codziennie miałam jakiś sprawdzian lub kartkówkę, a później cały mój folder ze wszystkimi zapiskami zniknął. Trochę mi zajęło szukanie kartek z notatkami, ale w końcu się udało. Mam nadzieję, że spodobały wam się te trzy krótkie prologi. W następnej notce (która pojawi się najprawdopodobniej w następnym tygodniu) pojawi się już pierwszy rozdział. A na koniec chciałabym wam życzyć wielu udanych imprez w nowym roku oraz jak najwięcej anime i mangi.
Raito

Ohayo tu Masami :3 
Życzę Wam duuuużo szczęścia i fajnych anime w nowym roku.. etto czego jeszcze mogę wam życzyć... wiem! Pasty, wódki i paluszków! ( fani hetalii łączcie się >.<) mam nadzieję że w tym roku naczytacie się naszej historii o KnB w nadmiarze i sie Wam spodoba~!
To jeszcze raz Happy New Year~!